Składniki:
- 1 kg mąki pszennej
- 0,5 l mleka
- 100 g świeżych drożdży
- 200 g masła
- 200 g cukru
- 8 żółtek
- 2 całe jajka
- 2 łyżki rumu (w przepisie źródłowym był spirytus, którego nie posiadam; moim zdaniem rum nadaje się nawet lepiej, bo daje dodatkowy aromat)
- coś na nadzienie (tym razem dżem wiśniowy)
- olej do smażenia
Potem rozwałkowywać ciasto (do grubości 1cm) i wykrawać szklanką kółka. Na jedno kółko nakładać nadzienie, na to drugie kółko, sklejać jak pierogi i formować kule. Odłożyć i przykryć, aby jeszcze podrosły (z pół godziny). Smażyć z obu stron w głębokim oleju. Ja smażę we frytkownicy. Metodą prób i błędów ustaliłam, że temperatura oleju powinna być 175 stopni (jak więcej to się zbytnio przypiekają, jak mniej to przyklejają do sitka) i czas smażenia po 5 minut z każdej strony.
I jeszcze o lukrze. Ja robię bardzo prosty lukier z cukru pudru, soku z cytryny i odrobiny gorącej wody. Może nie wygląda jak z cukierni, ale jest fajnie kwaskowy i nieco neutralizuje tłustość pączków.
A oto i pączki w towarzystwie mojego ulubionego kubka do kawy: (Nie, to nie jest porcja do zjedzenia na raz)
Dzisiejszy tłustoczwartkowy post powstał w ramach wspólnego gotowania. Razem ze mną pichciły Mirabelka, Zuzia i Pela.
2 komentarze:
Nie ma to jak domowe pączki! Ja dziś niestety skusiłam się na kupne i to nie było to samo..
Dziękuję za wspólne gotowanie :)
Pięknie wyglądają - szczególnie dobrze przyrumienione (jak dla mnie :))
Prześlij komentarz