30 kwietnia 2010

Ryba po syczuańsku

Rzutem na taśmę dorzucam ostatni przepis do akcji "Kuchnia chińska". Przepis podobnie jak poprzedni pochodzi z "Łatwej kuchni chińskiej" Kena Homa.

Niestety nigdzie nie mogłam zdobyć żadnego z sosów fasolowych, więc zamiast nich dałam łyżkę pikantnego sosu chilli. Składniki jednak podaję oryginalne.

Składniki:
  • 450 filetów z dorsza, turbota lub halibuta
  • sól
  • mąka kukurydziana
  • 150 ml oleju z orzeszków ziemnych
  • 3 dymki
  • 1 łyżka posiekanego czosnku
  • 2 łyżeczki posiekanego imbutu
  • 150 ml dobrego bulionu
  • łyżeczka żółtego sosu fasolowego
  • łyżka sosu fasolowego z chilli
  • 2 łyżki wina ryżowego lub wytrawnego sherry
  • 2 łyżeczki sosu sojowego
  • 2 łyżeczki cukru
  • 2 łyżeczki oleju sezamowego
  •  pół łyżeczki soli
  • ćwierć łyżeczki białego pieprzu
Rybę posypać z obu stron solą i pociąć na paski 5x2,5 cm po czym odstawić na 20 minut. Dymkę pokroić ukośnie. Rybę odtoczyć w mące kukurydzianej. Mocno rozgrzać woka. Nalać olej i rozgrzać tak, aż będzie dymić. Smażyć rybę po dwóch stronach do zbrązowienia. Wyjąć i odsączyć z tłuszczu. Zlać z woka większość  tłuszczu i ponownie mocno rozgrzać. Wrzucić dymkę, czosnek i imbir i smażyć pół minuty z mieszaniem. Dodać pozostałe składniki i zagotować. Dodać rybę i gotować 2-3 minuty na małym ogniu.


Ryby to nie jest mój ulubiony typ jedzenia, ale muszę przyznać, że taki sposób przyrządzenia dodaje im dużo uroku. My zjedliśmy obiad złożony z tej ryby, smażonych brokułów i ryżu. Było pysznie.

Brokuły smażone po chińsku

To kolejna propozycja do akcji "Kuchnia chińska". Przepis pochodzi z książki "Łatwa kuchnia chińska", której autorem jest Ken Hom. Ta książka trafiła do mnie w dość nietypowy sposób. Zaczęło się od ślubu naszych dobrych znajomych, którzy na swojej liście prezentowej zamieścili m.in. woka i książkę kucharską. No i od nas dostali właśnie woka. Gdy go kupowaliśmy, w sklepie rzuciła nam się w oczy ta książka i dodaliśmy ją do prezentu. W domu przejrzeliśmy ją dokładnie i bardzo nam się spodobała. Na tyle, że zaczęliśmy się zastanawiać, czy czasem jej sobie nie zostawić. Ale jednak się powstrzymaliśmy. Pół roku później zobaczyłam taką samą na stoisku z tanią książką. Tym razem już się nie powstrzymywałam.

Składniki:
  • 450 g brokułów
  • 1,5 łyżki oleju z orzeszków ziemnych
  • 4 zmiażdżone ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki oleju sezamowego
  • łyżeczka soli
  • pół łyżeczki pieprzu
  • 6 łyżek wody
Obrać brokuła i oddzielić różyczki od łodyg. Łodygi pokroić w plasterki. Ja korzystałam z mrożonych brokułów, więc po rozmrożeniu tylko odcięłam końcówki różyczkom. Rozgrzać woka i wlać olej. Olej musi się tak rozgrzać, żeby zaczął dymić. Wrzucić czosnek, sól i pieprz i smażyć z mieszaniem pół minuty. Dorzucić brokuły i smażyć mieszając przez 2 minuty. Wlać wodę, przykryć i gotować na dużym ogniu przez 4-5 minut. Odkryć, dodać olej sezamowy i smażyć mieszając jeszcze przez pół minuty.

Słodkokwaśny kurczak z ananasem

Tą potrawą dołączam się do Peli i jej podróży do Chin. Przepis pochodzi z książki "Smak tropików (Kuchnie Pacyfiku)" autorstwa Biruty Markuzy. W książce tej wśród kuchni różnych wyspiarskich krajów i obok kuchni indyjskiej jest też przedstawiona kuchnia chińska. Podana tam oryginalna nazwa potrawy to Tim Shin Boloh, niestety nie ma informacji z jakiej części Chin ona pochodzi.

Składniki
  • 500 g mięsa z kurczaka
  • 2 jajka
  • łyżka sosu sojowego
  • 3 łyżki maki
  • łyżeczka soli
  • łyżeczka cukru
  • łyżka oleju 
  • 0,75 szklanki wody
  • 0,75 szklanki octu owocowego
  • 0,5 szklanki cukru
  • puszka ananasa
  • łyżka mąki kukurydzianej
  • sól
Kurczaka pokroić w podłużne kawałki, posypać solą, pieprzem i cukrem. Oblać sosem sojowym i obtaczać w mące i roztrzepanych jajkach. Smażyć na rozgrzanym oleju przez 2,5 minuty. Wyjąć i odsączyć z tłuszczu.
W rondelku rozgrzać olej, dodać do niego wodę, cukier i ocet i zagotować. Odcedzić ananasa z zalewy i dodać do sosu. Mąkę kukurydzianą rozrobić w kilku łyżkach zimnej wody i też dodać. Mieszając podgrzewać aż sos zgęstnieje, dodać kurczaka i chwilę pogotować.



Pierwsze wrażenie miałam raczej negatywne, bo sos wyszedł mi przesadnie octowy. Podejrzewam, że autorka książki miała na myśli ocet o innym stężeniu niż ja miałam. Niestety nic o tym nie ma tam napisane. Dygresja: przed napisaniem tego akapitu sprawdziłam, czy to aby na pewno autorka a nie autor, bo imię takie nietypowe, że nie zdziwiłaby mnie męska płeć. Koniec dygresji.

Natomiast Główny Degustator orzekł, że bardzo mu smakuje i jest fajnie orzeźwiające. Bałam się co powie, bo wiem, że nie lubi mięsa na słodko, a to takie zdecydowanie jest. Widać ocet wystarczająco przyćmił cukier.