30 listopada 2011

Ciasto cytrynowe, które zniszczyłoby reputację panny Kornelii

Dzisiaj jest 137 rocznica urodzin Lucy Maud Montgomery. Na taką okazję dobrze było, w ramach akcji 100 lat z Lucy Maud, przygotować jakieś ciasto...

Dzisiejsze ciasto było inspirowane poniższym fragmentem.
Otóż to, stół panny Kornelii jęczał, a co najmniej trzeszczał. Nie uwierzyłaby pani, że można tyle rzeczy napiec dla dwojga ludzi. Były tam wszystkie gatunki ciast i pasztetów. Nie było tylko ciasta cytrynowego. Powiedziała, że przed dziesięciu laty otrzymała nagrodę za tort cytrynowy, że mogłaby stracić raz nabytą w tym kierunku opinię.
L.M. Montgomery „Wymarzony dom Ani”

No cóż, spróbowałam zrobić ciasto cytrynowe, ale mój wytwór na pewno nie dostałby nagrody na wystawie. Po pierwsze nie wygląda perfekcyjnie. Po drugie co prawda jest smaczny, ale tutaj też można by jeszcze popracować, żeby dojść do ideału. Na pewno panna Kornelia by się nim nie chwaliła.

Przepis pochodzi z książki “Dessert and Salads” Gesine Lemcke, ale jest nieco zmodyfikowany. Za pierwszym razem zrobiłam dokładnie według przepisu i wyszło upiornie słodkie. Ponieważ przy puddingu ryżowym miałam ten sam problem, to podejrzewam, że książka jest pisana na bardzo amerykański gust i wszędzie trzeba ilość cukru dzielić przez dwa. Tak też zrobiłam za drugim razem.

Składniki:
  • 3 żółtka
  • sok i starta skórka z jednej cytryny
  • pół łyżki masła
  • szklanka mąki
  • ćwierć łyżeczki soli
  • ćwierć szklanki lodowatej wody
  • pół szklanki smalcu
  • 1 jajko
  • pół szklanki cukru
  • 1 białko
  • 2 łyżki bułki tartej
Żółtka dokładnie utrzeć. Dodać skórkę i sok i wymieszać. W małym rondelku roztopić masło, dodać cytrynowe żółtka i podgrzewać mieszając aż do kremowej konsystencji. Zdjąć z ognia.
Przesiać mąkę i sól do dużej miski, dodać smalec i drobno posiekać nożem. Dodać wodę i nadal nożem wymieszać na gładką, dość rzadką masę. Wyłożyć na posypaną mąką stolnicę i wyrabiać nożem kilka minut. Podzielić ciasto na dwie nierówne części. Mniejszą część odłożyć, a większą cienko rozwałkować.
Ostudzone żółtka wymieszać z jajkiem i cukrem.
Płytką formę na placek przykryć rozwałkowaną warstwą ciasta. Z białka ubić pianę i posmarować nią spód, po czym posypać bułką tartą. Na to wyłożyć cytrynowe nadzienie. Rozwałkować drugą część ciasta i przykryć nią całość. Piec w temperaturze 170-180 stopni C, aż będzie lekko brązowawe.


Akcja 100 lat z Lucy Maud trwa jeszcze kilka dni (do niedzieli włącznie). Nieustannie zapraszam do współuczestnictwa w niej. Przypominam, że nie trzeba szukać oryginalnych przepisów - wszystko jest naszą interpretacją. A nawet jeśli wybrany cytat już był przez kogoś wykorzystany, to też nie ma problemu - nie jest powiedziane, że cytaty nie mogą się dublować. Zwłaszcza, że jest kilka miejsc w tych książkach, które mocno zapadają w pamięć i aż proszą się o wykorzystanie. I część z nich już została „użyta” w tej akcji - przeze mnie, lub przez inne blogerki. Nic nie szkodzi. 

29 listopada 2011

Pieczone kurczę z sosem chlebowym

Oto moja kolejna propozycja do akcji 100 lat z Lucy Maud (w kuchni). A oto cytat, z którego powstał dzisiejszy obiad.
Ania zaś, której policzki pałały zarówno od wewnętrznego podniecenia, jak od gorąca blachy kuchennej, przyprawiała sos [chlebowy] do kurcząt, siekała cebulę na zupę, a wreszcie ubiła śmietankę na tort [placek cytrynowy].
L. M. Montgomery „Ania z Avonlea”

Dopiski w nawiasach kwadratowych są moje, dodane na podstawie oryginału. Tak jak w przypadku jajek na grzankach tłumaczenie na polski zgubiło nieco detali. Tym razem umknął gdzieś rodzaj sosu, jaki Ania używała jako dodatek do pieczonych kurcząt.

Przepis na taki sos, chlebowy, znalazłam w książce “The Cook's Oracle and Housekeeper's Manual” Williama Kitchinera.

Składniki na sos
  • filiżanka bułki tartej (ja użyłam dość grubo pokruszonego chleba)
  • mleko (lub rosół drobiowy)
  • średnia cebula
  • 12 ziarenek pieprzu
  • 2 łyżki stopionego masła lub śmietany
Jak piec kurczaka nie będę opisywać dokładnie. Wystarczy go umyć, oczyścić, natrzeć solą i pieprzem i posmarować olejem (w celu przyrumienienia). Piec w gorącym piekarniku ok. 45 minut.

Przejdźmy do sosu. Wsypać okruszki do garnka i zalać mlekiem. Mleka ma być tyle ile chleb jest w stanie wchłonąć plus trochę. Włożyć cebulę (nierozdrobnioną!) i pieprz. Zagotować, wymieszać i gotować na małym ogniu aż będzie bardzo gęste. Dodać masło, wymieszać, wyjąć cebulę i pieprz. Sos gotowy. Robi się nieco krócej niż pieczenie kurczaka, więc można go przygotowywać w międzyczasie.



Moim zdaniem sos świetnie współgra z drobiem. Mąż stwierdził, że woli ostrzejsze sosy. A nasze Maleństwo oblizywało paluszki (dosłownie!) wołając „sos!, sos!”.

27 listopada 2011

Zupa-krem z cebuli Ani Shirley

Na wstępie podamy jakąś lekką zupę, cebulowa udaje mi się przecież zawsze świetnie.
L.M. Montgomery Ania z Avonlea

Jako kolejną propozycję do akcji 100 lat z Lucy Maud chciałam przygotować coś obiadowego. Dotychczas były same desery i jedna propozycja śniadaniowa, więc nadeszła pora na odmianę. Przed tym jak zaczęłam szukać odpowiedniego przepisu do tego cytatu, sprawdziłam w oryginale, że cebulowa Ani to konkretnie zupa-krem z cebuli. Anglosaski krem z cebuli jest zupełnie inny niż bardziej znana u nas francuska cebulowa. Nigdy go nie próbowałam, więc tym bardziej byłam ciekawa, jak smakuje.

Na warsztat wzięłam przepis na staroangielską zupę-krem z cebuli.

Składniki:

  • 25 g masła (2 łyżki)
  • 450 g obranej cebuli
  • 568 ml mleka (czyli pinta)
  • 300 ml wody
  • 4 łyżeczki mąki kukurydzianej
  • 45 ml wody (3 łyżki) do rozmieszania mąki
  • 2 łyżki świeżej śmietany
  • sól, pieprz
  • natka pietruszki do przybrania
Cebulę pokroić w cienkie plasterki. W rondlu rozgrzać masło i wrzucić na nie cebulę. Przykryć i podgrzewać aż cebula nie zmięknie. Od czasu do czasu potrząsać rondlem, żeby się nie przypaliło.
Dolać mleko i wodę, przyprawić. Mieszając doprowadzić do wrzenia. Zmniejszyć ogień i gotować na wolnym ogniu ok. 25 minut. Mąkę kukurydzianą rozmieszać z zimną wodą, wlać do zupy i zagotować. Gotować kilka minut mieszając, aż nie zgęstnieje. Dodać śmietanę i wymieszać. Sprawdzić smak i ewentualnie doprawić. Przed podaniem podgrzać nie doprowadzając do wrzenia. Podawać posypane nacią pietruszki.

Skoro to starodawny przepis to wybrałam do niego starodawne naczynie do podania.




Ta zupa-krem zaskakuje tym, że nie jest jednolita, tylko pływają w niej piórka z cebuli. Moim zdaniem dodatkowe zmiksowanie jej może być dobrym pomysłem.

Przepis oprócz mojej akcji

uczestniczy też w
Festiwal Kuchni Brytyjskiej 2011

Ciasteczka z malinami boleśnie zaostrzające apetyt

Dziewczęta ze szkoły w Avonlea miały zwyczaj składać razem przyniesione śniadania, a gdyby która z nich odważyła się sama lub nawet wspólnie z najlepszą przyjaciółką zjeść trzy ciastka z malinami, napiętnowano by ją jako wstrętnego sobka. A przecież trzy ciasteczka, podzielone pomiędzy dziesięć dziewczynek, mogły jedynie boleśnie zaostrzyć apetyt.
L.M. Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

Tym razem można powiedzieć, że poszłam na łatwiznę, bo wykorzystałam gotowy przepis z „Książki kucharskiej Ani z Zielonego Wzgórza” autorstwa wnuczki L.M. Mongomery – Kate Macdonald.

Składniki na ciasto:

  • szklanka mąki
  • łyżka cukru
  • ćwierć łyżeczki soli
  • 6 łyżek masła 
  • 1 żółtko
  • łyżka wody
  • łyżka soku z cytryny
Składniki na nadzienie:
  • 300 g malin (mogą być mrożone)
  • 3 łyżki mąki kukurydzianej
  • ćwierć  szklanki wody
  • 3/4 szklanki cukru
Jeśli mamy mrożone maliny (a o tej porze roku tylko takie nam zostają), należy je najpierw rozmrozić.
Przesiać mąkę do dużej miski. Dodać cukier i sól i wymieszać. Wszystkie mieszania przy robieniu ciasta mają być robione za pomocą widelca. Dodać masło i posiekać nożem. W książce proponują odmierzanie „metodą wodną”, tzn. odlanie z odmierzonej ilości wody 6 łyżek i uzupełnienie tego masłem tak, aby wody i masła było tyle co samej wody na początku. Ja te metodę zastosowałam za pierwszym razem, ale teraz już mi się nie chce i normalnie odmierzam masło łyżką. Wymieszać osobno żółtko, łyżkę wody i sok cytrynowy. Następnie wlać to do ciasta. Mieszać tak długo, aż ciasto będzie się formować w kulę. Odrywać małe kawałki ciasta i wylepiać nimi natłuszczone foremki. Ja używam formy do muffinek i wylepiam tylko dno i troszeczkę nad nim. Przygotowane spody ciasteczek włożyć do lodówki.
Gdy ciasto się chłodzi dokładnie wymieszać w garnku mąkę kukurydzianą z wodą (tym razem nie widelcem tylko drewnianą łyżką) dodać cukier i maliny. Wymieszać. Gotować ok. 10-15 minut – w tym czasie masa powinna zgęstnieć. Ostudzić.
Do foremek nakładać nadzienie tak, aby dochodziło do 2/3 wysokości ciasta.
Piec 10 minut w 220 stopniach a następnie 15 minut w 180 stopniach C. Wyjąć z piekarnika i odstawić na 15 minut w foremkach po czym już definitywnie wyjąć ciasteczka.



Jak to dobrze, że współcześnie mamy mrożonki. Ania mogła jeść takie ciasteczka tylko w sezonie na maliny.

Przepis oczywiście uczestniczy w akcji

20 listopada 2011

Jajka na grzankach dla Tadzia i Toli

Tego poranka śniadanie na Zielonym Wzgórzu było ceremonią nader smutną. Tadzio po raz pierwszy w swym życiu nie miał apetytu, a tylko grzebał bezmyślnie widelcem w talerzu. Zresztą nikt zdaje się nie był głodny, z wyjątkiem Toli, która pochłaniała wszystko z nadzwyczajną szybkością. Tola, jak nieśmiertelna, rozważna Charlotta, która „krajała zawzięcie chleb smarując go masłem”, gdy ciało jej ukochanego składano do mogiły, należała do tych istot, które rzadko kiedy przejmują się tym, co dotyczy ich otoczenia. Żałowała, że Ania wyjeżdża, oczywiście, ale to przecież nie mogło być powodem, dla którego miałaby się wyrzec smacznego śniadania. Widząc, że Tadzio nic nie je, Tola postanowiła zjeść i jego porcję.
L.M. Montgomery, „Ania na Uniwersytecie” (tłumaczenie Janina Zawisza-Krasucka)

Na podstawie tego fragmentu książki, zgodnie z zasadami akcji 100 lat z Lucy Maud (w kuchni), powstało nasze dzisiejsze śniadanie. Może to się wydawać dziwne, bo w powyższym cytacie nie ma żadnych konkretów na temat, jak to smaczne śniadanie wyglądało. Na szczęście od pewnego czasu jestem w stanie czytać książki mojej ulubionej autorki w oryginale i dzięki temu wiem, co tak naprawdę Tadzio i Tola (a właściwie to Davy i Dora) jedli tego dnia na śniadanie.
She was sorry Anne was going away, of course, but was that any reason why she should fail to appreciate a poached egg on toast? Not at all.
L.M. Montgomery, “Anne of the Island”

A poached egg on toast, czyli jajko w koszulce na toście. Wiem, że tłumaczenie jest albo piękne albo wierne, ale niestety zdarzają się takie, które nie są ani piękne ani wierne. Na nieszczęście dla nas większość tłumaczeń książek Lucy Maud zalicza się moim zdaniem do tej trzeciej kategorii. Czemu tłumaczka nie zostawiła w tym miejscu choćby „miałaby się wyrzec jajka na grzance”, nawet dodając tam gdzieś to smaczne? Nie rozumiem.

Wniosek jest jeden: jeśli znacie choć trochę angielski, to czytajcie Anie i inne książki Montgomery w oryginale. Inaczej bardzo dużo szczegółów ucieka. Jestem dowodem na to, że nie potrzebna jest dobra znajomość tego języka, żeby w nim czytać. Mój angielski jest naprawdę biedny.

Koniec dygresji, bo na ten temat mogłabym pisać elaboraty i rzucać wieloma przykładami. A to przecież jest blog kulinarny. :-)

Nigdy wcześniej nie gotowałam jajek w koszulkach. Dokształcałam się zatem na różnych stronach internetowych. Najwięcej na ten temat jest na stronie http://www.perfectpoachedegg.com/. Swoją drogą, nieźle trzeba być zakręconym, żeby zrobić bardzo rozbudowaną stronę tylko o jednym sposobie przygotowywania jajek.

Składniki
  • 1 jajko
  • kromka chleba (niekoniecznie tostowego, ja robiłam na chlebie tzw. wiejskim i tak jest moim zdaniem lepiej, bo bardziej wartościowo-odżywczo)
  • masło
  • sól, pieprz
  • ocet lub kwasek cytrynowy (niekoniecznie)
W garnku lub na głębokiej patelni zagotować wodę. Wodę można zakwasić, co przyśpiesza ścinanie się jajka. Ja tego nie zrobiłam i miałam na początku pływające cieniutkie gluty z białka, ale pod koniec gotowania zbiły się w jedną masę. W przypadku jajka na grzance kształt jajka nie jest taki ważny, więc kwaszenie nie jest niezbędne.
Włożyć chleb do tostera i kiedy chleb się tostuje wlać jajko do wrzącej wody. Gotować tak długo, aż będzie widać, że białko jest całe ścięte, a żółtko tylko na wierzchu, a w środku jeszcze płynne. Wyjąć wtedy jajko płaską łopatką lub łyżką cedzakową na drewnianą deskę. Następnie wyjąć chleb z tostera i posmarować masłem. W tym czasie z jajka powinien odparować nadmiar wody. Nałożyć jajko na chleb. Kiedy już mamy jajko na toście należy przekłuć żółtko i gdy trochę wypłynie, posolić i popieprzyć całość.

Na zdjęciu jest porcja dla mojego synka, na jego ulubionym talerzyku.



Stwierdzam, że podoba mi się ten sposób przyrządzania jajek. Lubię jajka na miękko, ale zawsze jest problem, żeby były idealnie na miękko. Ile bym nie gotowała zawsze jest albo trochę niedociętego białka albo ścięte żółtko. Najczęściej i jedno i drugie, tzn. z jednej strony jajko jest na półtwardo a z drugiej z glutem. Tu nie ma tego problemu, bo wszystko jest kontrolowane „in-situ”.

To moja druga propozycja do akcji

do której cały czas zapraszam
oraz pierwsza propozycja do akcji Peli
(Nie)codzienne kanapki - zaproszenie

19 listopada 2011

Pudding ryżowy pani Snowbeam

Jane specjalizowała się w zbieraniu przepisów i uważała dzień za stracony, jeśli nie udało jej się zdobyć jakiegoś i zapisać go na czystych stronnicach "Kuchni dla początkujących". Nawet pani Snowbeam dała jej jeden - na pudding z ryżu.
- Jedyny jaki jadamy - wyjaśnił Mały John - Ten jest tani.
L.M. Montgomery „Jane z Lantern Hill”


Na inaugutację akcji 100 lat z Lucy Maud razem z innymi blogerami wspólnie przygotowywaliśmy pudding ryżowy. Każdy robił według wybranego przez siebie przepisu. Ja chciałam, żeby to co przygotuję jak najbardziej odpowiadało temu, co mogła jeść książkowa rodzina Snowbeamów. Długo szukałam odpowiedniego przepisu, aż w książce “Dessert and Salads” Gesine Lemcke natknęłam się na potrawę o nazwie “Poor Man's Rice Pudding” (czyli pudding ryżowy biedaka). I to było to czego szukałam. Nic wysublimowanego – prosty, tani przepis.


Składniki:
  • 3 łyżki (45 ml) ryżu (użyłam specjalnego ryżu do puddingu, ale chyba to nie jest konieczne)
  • 950 ml mleka (dałam mniej, bo nie zmieściło mi się wszystko w naczyniu)
  • pół łyżeczki soli
  • 3 łyżki cukru
  • łyżeczka esencji cytrynowej
Ryż zalać w rondlu zimną wodą i zagotować i gotować 5 minut. Odcedzić i przelać zimną wodą. Do naczynia do puddingu (wzięłam zwykłe żaroodporne) nałożyć ryż, sól, cukier, esencję i zalać mlekiem. Piec w tzw. wolnym piecu, czyli w jakiś 150 stopniach C. Piec dopóki ryż nie będzie miękki. Tak kazali w przepisie, ale nie wiem jak to się sprawdza w trakcie pieczenia. W każdym razie trwa to ok. 2 godzin.



Moje wrażenia:
  • widać, że jest to oszczędnościowy przepis, jest mało ryżu na tę ilość mleka; ja dałam trochę mniej mleka i wchłonęło się moim zdaniem na styk
  • na mój smak jest trochę za dużo cukru, następnym razem dam mniej, widać jest to przepis na amerykański smak
  • mąż spróbował i stwierdził „O! Jakie wielkie Belriso!” (coś w tym jest), ale potem stwierdził, że nawet dobre
Tak naprawdę to był nie dość, że pierwszy pudding, jaki w życiu robiłam, to jeszcze pierwszy jaki jadłam (nie liczę takich z kubeczków jak jogurty). Mnie się podoba. Będą zatem następne.

Zawsze czytając książki Lucy Maud Montgomery miałam ochotę spróbować tych wszystkich anglosaskich potraw, jak chociażby ten pudding i teraz mam okazję wszystkiego popróbować.
Ale nie chciałabym próbować sama, więc jeszcze raz zapraszam wszystkich do uczestniczenia w tej zabawie. Będzie ona trwała jeszcze dwa tygodnie. Wszystkie szczegóły są w zaproszeniu, do którego linkiem jest poniższy banerek.

Tym razem nie byłam sama. Oprócz mnie ryżowy pudding przygotowali:

Dziękuję Wam bardzo za współudział!

17 listopada 2011

Racuszki z jabłkami i kaszą manną

Na zakończenie akcji Gotujemy po polsku, której patronuje serwis zPierwszegoTloczenia.pl dla odmiany przygotowałam coś na słodko.

Przepis na jabłkowo-mannowe racuszki pochodzi z grubsza z książki Kuchnia jarska D. Szepietowskiego. Z grubsza ponieważ dokładnie nie dałoby się, bo w tym przypadku co innego jest tam w składnikach, a co innego w treści przepisu. Musiałam więc na logikę wymyślić, co tak naprawdę autor miał na myśli. Już tę książkę krytykowałam przy okazji zapiekanki łowickiej, więc jak widać ma ona wiele wad, ale przy okazji jest bogatym źródłem bezmięsnych przepisów kuchni polskiej. Więc coś za coś.

A oto końcowy przepis:

Składniki

  • 300 g kaszy manny
  • 2 szklanki mleka
  • 300 g ubranych i utartych jabłek
  • 2 łyżki cukru
  • pół szklanki mąki
  • 3 jajka
Kaszę mannę ugotować z mlekiem i ostudzić. Dodać jabłka i cukier i dokładnie wymieszać. 
Mnie się przy gotowaniu kaszy porobiły gigantyczne grudy i nijak nie byłam w stanie tego rozmieszać. W końcu wpadłam na pomysł rozdrobnienia grud blenderem. Udało się, blender dał radę.
Następnie dodać jajka oraz mąkę i ponownie wymieszać. Wykładać łyżką na gorący głęboki tłuszcz. Smażyć na złoto-brązowo. Wyjmować na papierowe ręczniki, żeby tłuszcz się odsączył. Przed podaniem posypać cukrem pudrem. Można też podać ze śmietaną i cukrem waniliowym.



I tym deserem kończę mój udział w tegorocznym gotowaniu po polsku. Ale to nie znaczy, że do przyszłorocznej akcji będę gotować tylko tajszczyznę, hinduszczyznę i spaghetti. Kuchnia polska stale w pewnym stopniu jest obecna w moim kucharzeniu.

Gotujemy po polsku!

16 listopada 2011

Ludowy placek ziemniaczany

Oto moja trzecia propozycja do akcji Gotujemy po polsku, pod patronatem serwisu zPierwszegoTloczenia.pl. Przepis pochodzi z książki „Potrawy z ziemniaków” zawierającej zgodnie z adnotacją na okładce „przepisy wg. Marii Disslowej, autorki najbardziej nowoczesnego podręcznika sztuki kulinarnej w latach trzydziestych”.

Składniki:
  • 1 kg ziemniaków
  • 60 g mąki
  • 1 cebula
  • 30 g smalcu
  • „na koniec noża” pieprzu (bardzo mi się ta jednostka miary podoba)
  • sól
Ziemniaki obrać i utrzeć na tarce, po czym odsączyć z wody. Cebulę posiekać i podsmażyć na smalcu. Ziemniaki osolić, opieprzyć, dodać mąkę i cebulę, wymieszać. Rozłożyć na wysmarowanej blasze (ja wyłożyłam na pergaminie)  i upiec w gorącym piekarniku. W książce proponują jeszcze skropić po wierzchu smalcem dla smaku, ja z tego nie skorzystałam. I jeszcze zacytuję oryginalny przepis:  „Takie placki zastępują często na wsi chleb. Gorące dobre są ze śmietaną.” 

Na zdjęciu jest 1/4 placka z dekoracją ze śmietany.


Gotujemy po polsku!

15 listopada 2011

Idealne schabowe

Oczywiście idealnych nie ma. Ale uważam, że sposób, w jaki ja je robię jest bardzo blisko ideału. Mojego ideału, bo każdy przecież ma inne wyobrażenie perfekcyjnego jedzenia. To takie oświadczenie na początek o wymowie: „Reklamacji nie przyjmuję”.

Umieszczam ten przepis z okazji akcji Gotujemy po polsku, której patronuje serwis zPierwszegoTloczenia.pl. Nie jest to jednak kuchnia staropolska, jak wielu sądzi. Kotlet schabowy na stałe zagościł na naszych talerzach dopiero w okresie PRL-u. Wtedy, kiedy mięsa brakowało a (prawie) każdy o nim marzył. Zatem z cieniutkiego kawałeczka mięsa dobrze było zrobić przy pomocy innych składników grubaśny kotlet. Takie małe oszustwo. W starszych książkach kucharskich nie ma nawet takiego pojęcia jak kotlet schabowy.

Ale cóż, okazało się, że połączenie mięsa, bułki tartej i jajka jest bardzo smaczne i nawet teraz, kiedy mięsa mamy pod dostatkiem (chociaż droższego i napakowanego różnymi świństwami), schabowy nie zginął i nie zapowiada się na to.

Od bardzo dawna robię schabowe według przepisu znalezionego na stronie domowej Joanny Duszczyńskiej. Tylko jedną rzecz robię inaczej. Zarówno ja, jak i mąż, lubimy duże bardzo i bardzo płaskie kotlety. Więc robię jeden duży na osobę a nie dwa małe.

Składniki (tym razem bez ilości bo tutaj akurat trzeba na oko)

  • schab
  • mąka
  • jajka
  • bułka tarta
  • tłuszcz do smażenia (u mnie to olej)

Schab umyć, oczyścić i pokroić na centrymetrowej grubości plastry. Oczyścić to znaczy odkroić wszystkie żyły, tłuszcze kawałki polędwicy itp. Niektórzy to zostawiają, ale mnie natrafienie na taką żyłę psuje całą radość z kotleta. Rozbić każdy kotlet tak, aby stał się przynajmniej dwa razy cieńszy. Ja rozbijam tak, że stają się „przezroczyste”, tuż przed tym jak mięso zaczęło by się samo rozpadać. Potem czas na panierowanie. Najpierw obtoczyć w mące, potem w niedokładnie roztrzepanych jajkach a na koniec w bułce tartej. Smażyć po 5 minut z każdej strony. Ogień powinien być takiej wielkości, żeby w tym czasie kotlety się dosmażyły, ale nie smaliły. Tutaj pomaga tylko doświadczenie i znajomość własnej kuchni. Bardzo ważne jest to, żeby kotlet do połowy wysokości zanurzony był w oleju. Inaczej nici z chrupiącej panierki.

Idąc za radą pani Duszczyńskiej również nie solę kotletów. I nie dość, że mnie to nie przeszkadza, to również żaden z soloholików, których zdarza mi się karmić nigdy nie marudził na niesłoność. Może to kwestia tego, że bułka tarta trochę soli w sobie zawiera?

A na podsumowanie nieidealne zdjęcie idealnego schabowego. Tadam!


i banerek akcji na deser:
Gotujemy po polsku!

13 listopada 2011

Ciasto dyniowe z orzechami

Ten przepis pochodzi z książki o potrawach z dyni z serii Gooseberry Patch. Pierwszy raz zrobiłam je, gdy szukałam pomysłów co zrobić z wnętrzem dyniowego potwora, wyrżniętego ku uciesze dziecka. Nie jest to przepis z gatunku jednorazowych - to ciasto jest uzależniające i do tego znika w zastraszającym tempie i zaraz trzeba robić kolejną porcję.

Składniki:
  • 3 szklanki mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka soli
  • 3,5 łyżeczki cynamonu
  • 4 jajka
  • 2 szklanki cukru
  • 1,5 szklanki oleju
  • 425 gramowa puszka dyni (tak było w oryginalnym przepisie, ja wzięłam zmieloną surową, myślę, że rozgotowana pulpa dyniowa będzie też dobra)
  • szklanka posiekanych orzechów włoskich
Wymieszać mąkę, proszek, sodę, sól i cynamon. W dużej misce ubić jajka, cały czas ubijając stopniowo dodawać cukier, aż nie ubije się sztywna piana. Dodać olej mieszając lub dalej ubijając, następnie suche składniki i dynię (kończąc suchymi). Dodać orzechy i wymieszać. Piec w natłuszczonej formie (w oryginale była to forma przypominającą polską formę na babkę ze spiralnymi żłobieniami, mam taką i spróbowałam w niej zrobić, ale moim zdaniem w keksówce wychodzi lepiej). Piec około godziny w 180 stopniach C (do suchego patyczka). Po wyjęciu z pieca na 10 minut zostawić w formie, następnie wyjąć z formy. Przed podaniem można posypać cukrem pudrem (nie stosuję, bo ciasto jest wystarczająco słodkie).


Przepis wstawiam z okazji Orzechowego tygodnia.

12 listopada 2011

Zapiekanka łowicka

Akcja „Gotujemy po polsku”, którą Andrzej i Irena prowadzą pod patronatem serwisu zPierwszegoTloczenia.pl, stała się już tradycją. Jeśliby w którymś z kolejnych lat jej zabrakło,  to poczułabym się tak, jakby w listopadzie nie spadały liście z drzew — brakowało by mi jej bardzo. Stała się stałym elementem mojego kalendarza.

W tym roku na pierwszy rzut przygotowałam zapiekankę łowicką. Przepis pochodzi z książki „Kuchnia jarska” Dionizego Szepietowskiego wydanej w 1968 roku. Lekka dygresja — ta książka zupełnie nie odpowiada współczesnemu wegetarianizmowi. Na przykład nie udało mi się na razie znaleźć w niej ani jednego wegańskiego przepisu. Wszędzie są albo przetwory mleczne albo jaja, a najczęściej jedno i drugie. A już szczytem są przepisy typu zapiekanki fryzyjskiej: (cytuję) „Ciasto: 20 dag mąki pszennej, jajo, słonina…”  Bardzo jarskie, czyż nie? Ja nie jestem wegetarianką ani tym bardziej weganką, więc mogę z tej książki spokojnie korzystać, ale jest to piękny przykład jak zmieniają się obyczaje.

Wracając do zapiekanki łowickiej

Składniki:

  • 600 g ziemniaków
  • 400 g twarogu
  • szklanka kaszy krakowskiej
  • szklanka mleka
  • 2 łyżki masła w temperaturze pokojowej
  • pół łyżki oleju
  • 2 łyżki tartej bułki
  • 3 jajka
  • pieprz, sól, gałka muszkatołowa lub imbir (wzięłam gałkę, po łyżeczce każdej przyprawy)
Ziemniaki obrać, oczyścić i ugotować. Kaszę sparzyć wrzącym mlekiem. Gdy ziemniaki ostygną zemleć w maszynce, dodać twaróg i ostudzoną kaszę. Dodać jajka, masło, trochę bułki tartej, przyprawy i starannie wymieszać. Naczynie do pieczenia natłuścić i posypać bułką. Włożyć do niego masę. Zapiekać w piekarniku (dałam 200 stopni). W książce proponują podanie z sosem lub kwaśną śmietaną. My zjedliśmy ze śmietaną i jogurtem. 




Jest to typowa tak zwana „bieda-kuchnia”, ale bardzo smaczna (jak zwykle w takim przypadku). To znaczy podejrzewam, że dawniej była to tania potrawa, bo teraz kasza krakowska, bardzo trudna do dostania, dość zawyża koszty. Ta zapiekanka świetnie nadaje się jako „wypełniacz” do obiadu, ale może być też samodzielnym daniem.