Składniki:
- filiżanka świeżych liści bazylii (ja zaszalałam i dałam 100 g, na upartego dałoby się to upchnąć w filiżance)
- 30 orzechów włoskich
- ząbek czosnku
- bułka
- filiżanka rosołu
- 2 łyżki oliwy
- sok z połowy cytryny (w przepisie jest z całej, ale wychodzi za kwaśne)
- sól
Orzechy wyłuskać. Bułkę obrać ze skóry, wnętrze namoczyć w rosole. Bazylię, orzechy i czosnek zmiksować. Pewnie lepiej byłoby utrzeć i nawet to próbowałam, ale nie dałam rady. A książka twierdzi - zmiksować. Dodać sok z cytryny, odsączoną bułkę i oliwę. Posolić. Wymieszać.
Zrobiłam to tuż przed wyjazdem w góry, bo bałam się, że krzaki mogą nie przetrzymać do powrotu. Zapakowałam do pojemniczka i gdy tylko rozbiliśmy się i namiot, mieliśmy obiad w postaci makaronu z pesto. Mniam.
PS. do poprzedniego posta: Naprawdę wszyscy wiecie co to młóto, czy nikomu nie chciało się czytać całego przepisu? Trochę się dziwię, że nikt się o to nie zapytał.
1 komentarz:
Jak u Woody Allena - przeczytałam całość, chciałabym wiedzieć, ale wstydziłam się zapytać... (he,he),
Prześlij komentarz